Obserwatorzy

niedziela, 3 czerwca 2012

Strzępki wspomnień - Część 1

Mogłam mieć przepiękne życie,
choć spróbować żyć inaczej.
I pokochać jeszcze kiedyś,
gdybyś tylko dał mi szansę.

Mogłam mieć przepiękne życie,
każdej nocy być królową balu.
I spróbować znaleźć szczęście,
by do Ciebie nie mieć żalu.
(Alexandra – Mówisz mi, że przepraszasz)


Strzępki wspomnień.
On był…



                    Miał imię, jakieś na pewno… Imię nic nie mówi o człowieku, podobnie jak jego nazwisko i wygląd. Poznałam go w maju, ale to też nie należy do najważniejszych informacji… Blokowisko było szare, jak wszystkie osiedla lat osiemdziesiątych. Właśnie opuszczałam mury szkoły, gdy go ujrzałam.

                    Wysoki, szczupły chłopiec o blond włosach w ciemnym odcieniu. Jego oczy miały niebieską barwę, a okrągła twarzyczka promieniowała ciepłym uśmiechem. Przedstawił się i tak się zaczęło. Okazało się, że był moim sąsiadem. Ze swojego balkonu widziałam jego, znajdował się po prawo od mojego, na tej samej wysokości. Dużo ze sobą rozmawialiśmy, ale częściej chodziliśmy na wieczorne spacery. To była szczeniacka znajomość, z rok młodszym kolegą. Później dorośliśmy, a nasza przyjaźń została wystawiona na próbę. Artur nie miał kolegów, byłam mu jedyną bratnią duszą. Z czasem i mi zaczęły przeszkadzać jego odstające uszy, oraz krok niczym modelki na wybiegu. Inni śmiali się z niego, że jest pedałem, a ja z początku nie zwracałam na to uwagi. Później jednak zaczęło być na tyle dokuczliwe, że nasza znajomość nie przetrwała.

                    Wtedy byłam młoda i głupia. Poznałam innego chłopaka, był dwa lata starszy ode mnie. Szczupły, niski w glanach. Miał spodnie w kratkę i już wtedy palił papierosy. Nie był nikim nadzwyczajnym, ale cztery lata później stanęliśmy przed ołtarzem. Artur po tym wszystkim odsunął się ode mnie, nawet nie mówiliśmy sobie „cześć”. Byliśmy sobie obcy, pomimo tych długich lat przyjaźni.

                    Z mężem dorabialiśmy się wszystkiego od podstaw, od przysłowiowej łyżki i garnka. Tyle, że w naszym przypadku to nie tylko przysłowie. Stoczyliśmy walkę o byt i rodzinę, a sześć lat później zaczęliśmy się od siebie oddalać. Po dwunastu latach małżeństwa nastąpił nasz rozwód. Rozstawałam się z człowiekiem, którego znałam szesnaście lat, a patrzył na mnie oczami obcego człowieka. Nie potrafiliśmy się porozumieć i powstrzymać od awantur nawet w obecności sędziego.

                    Kolejny raz w życiu zostałam z niczym. Znowu dorabiałam się wszystkiego od podstaw. Tylko zamiast czynić to z mężem, robiłam to z jedenastoletnią córką. On ułożył sobie życie, założył nową rodzinę, dorobił się. Zapomniał o tym co było, nawet o własnym dziecku.

                    W pewien słoneczny dzień maja los postawił na mojej drodze przyjaciela z dawnych lat. Artur wyglądał już zupełnie inaczej. Zmężniał, dorósł, wyprzystojniał. W Polsce odwiedził matkę, a tak to zamieszkał w Anglii. Wtedy miał już żonę i dwójkę dzieci, był szczęśliwy. Tamtego dnia zrozumiałam jak jedna zła decyzja może zaważyć na naszej przyszłości. Decyzja, którą ja podjęłam wyniosła mojego przyjaciela na wyżyny jego możliwości, a mnie na dno. Teraz, gdy wspomnienia powracają sądzę, że mogłam mieć przepiękne życie…

2 komentarze:

  1. ciekawe bardzo !!!! i co dalej ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Leno. Szkoda, że nie odpowiedziałaś mi pod tekstem, wstawionym na wmpt. Nie jestem już młody, myślę, że właściwie odczytałem Twoje przesłanie. Jednak wolałaś się skupić na dawanie odporu kretyńskim zarzutom. Na życzliwy, choć może pozornie surowy komentarz nawet nie spojrzałaś. To sprawia, że zaczynam wątpić w sens skupiania uwagi na innych ludzi. Powrócę tam, gdzie mam wypracowane miejsce, gdzie mam przyjaciół, którzy mnie jeszcze pamiętają. Niesienie bezinteresownej pomocy nie ma sensu. To dziś jest passé. I niestety, Ty również mnie w tym utwierdzasz. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń